Nocą ulice Nowego Jorku są mroczne jak wnętrze lodówek w prosektorium. A za dnia są… jeszcze gorsze. Oczywiście, jeśli jesteś gliną.
Tekst: Sylwia Skorstad
Podczas akcji w jednej z kamienic Nowego Jorku ginie partner policjanta Johna Tallowa. Ocalały gliniarz strzela kilkukrotnie do zabójcy kolegi. Jedna z wystrzelonych przez niego kul przebija ścianę przypadkowego mieszkania. Gdy po czasie policjanci zaglądają przez dziurę wyżłobioną przez pocisk, po drugiej stronie widzą ciemne wnętrze, które budzi ich zdumienie. Żeby dostać się do środka, muszą wybić przejście w ścianie, bo drzwi nie dają się wyważyć. W środku czeka na nich największa zagadka nowojorskiego rozdziału historii kryminologii.
Warren Ellis ma nazwisko dobrze znane w świecie miłośników komiksów. Przez wiele lat pracował z Marvel Comics. W tworzonych przez siebie historiach poruszał między innymi takie tematy jak: wykorzystanie nanotechnologii we współczesnym świecie, przenoszenie świadomości z ciała do ciała, transfer umysłu do organizmu syntetycznego, czyli to wszystko, co najbardziej lubią inteligentni miłośnicy science fiction. Ellis lubuje się w rozważaniach z pogranicza etyki, psychologii społecznej i cybernetyki. „Wzorzec zbrodni” nie ma jednak nic wspólnego z science fiction, to rasowy czarny kryminał z typowym dla gatunku policjantem w roli głównej. John Tallow jest tak mroczny, odosobniony i przeżarty smutkiem typowym dla gliny wielkiego miasta, że bezpańskie psy i koty uciekają na jego widok, nawet gdy ma kieszenie wypchane bekonem.
Tallow dla rozrywki słucha policyjnego radia. Do snu kołyszą go komunikaty o gwałtach, pobiciach i morderstwach popełnionych z powodów, jakie zwykłemu człowiekowi zdają się absurdem. Jednak Tallow nie jest już zwykłym człowiekiem. Po latach pracy w policji zna najgorsze sekrety Wielkiego Jabłka. Nauczył się z nimi chodzić do łóżka.
Wywęszyć mordercę
W tajemniczym mieszkaniu policjanci znajdują dziesiątki sztuk różnej broni. Okazuje się, że każda została użyta przynamniej raz do popełnienia morderstwa. Wygląda na to, iż John Tallow przez przypadek wpadł na trop seryjnego mordercy, który przez lata pozbawił życia dziesiątki osób. Pierwsze badania znalezionych w norze zabójcy „skarbów” potwierdzają, iż broń miała dla szaleńca specjalne znaczenie. Użycie każdej sztuki było dobrze przemyślane i służyło aranżacji odpowiedniej scenerii do zbrodni.
Na komisariacie nikt nie wierzy, że Tallow rozwiąże skomplikowaną zagadkę. On jednak znajduje niespodziewanych sojuszników w osobach dwójki zdziwaczałych techników kryminalistycznych. Kolejnego ważnego sprzymierzeńca zyskuje dzięki uprzejmości wobec kobiety, która źle poczuła się na ulicy. Na wpółobłąkana żona ważnego biznesmena okaże się z czasem bardzo istotna dla śledztwa.
Chcąc złapać mordercę, Tallow będzie musiał zajrzeć do niejednej spelunki. Czasem będzie musiał polegać na swoim dobrym węchu. Dosłownie, bo zapach mordercy da mu wiele do myślenia.
Najmocniejszą stroną kryminału Ellisa są tak zwane „dobre teksty”. Świetnie się czyta te chwytliwe, obrazowe zdania bez kalk językowych. Autor lubuje się w interesujących porównaniach. Takich, jak na przykład to:
„Miał na sobie fartuch laboratoryjny zafarbowany na czarno. Dzięki niemu wyglądał jak chorowity, usmarowany ropą ptak, który próbuje wznieść się w powietrze.”
Kolejny plus „Wzorca zbrodni” to odwołania do historii Nowego Jorku. Ellis wplata do opowieści elementy, o których Amerykanie lubią zapominać – „ich” ziemia miała swoją wielowiekową historię przez przybyciem na kontynent białego człowieka. Jeszcze nie tak dawno była krajem plemion indiańskich i lepiej o tym pamiętać, bo inaczej ktoś może dojść do wniosku, że czas o tym ludziom przypomnieć.