Pasjonująca zagadka morderstwa na sposób Agathy Christie – po polsku.
Pałac tajemnic
Któż z nas nie przepada za mrocznymi historiami, których akcja rozgrywa się w tajemniczych starych pałacach, otulonych mgłą, owianych jesiennym wiatrem znad pobliskiego jeziora?… Za historiami o ludziach, ich sekretach i zbrodniach, opowiadanymi przy akompaniamencie deszczu dzwoniącego nieprzerwanie o wiekowe dachy?… – rozpoczyna swą krótką recenzję Anna Klejzerowicz, autorka książek „Cień gejszy”, „Sąd ostateczny”, czy „Ostatnią kartą jest śmierć”, a jej słowa umieszczone zostają jeszcze przed właściwym rozpoczęciem książki „Pałac tajemnic” autorstwa Agnieszki Pietrzyk.Zazwyczaj nastawiona sceptycznie do tego typu chwytów marketingowych, skinęłam głową w zamyśleniu i rzuciłam do siebie samej: Dobrze, pani Anno. Przekonamy się, czy to prawda. Jak miało się okazać w trakcie lektury – tajemniczy nastrój, czy „mroczność historii” przemykały się pokątnie, jak mgła ulotne pojawiały się nagle i tak samo znikały. Nawiązania do twórczości Agathy Christie były wyraźne – chociażby w dialogach samych bohaterów, nie doświadczyłam jednak w pełni tego, co zwykłam nazywać „atmosferycznością literatury brytyjskiej”. Niemniej, czy to wada? Polskie pałace różnią się od angielskich, chociaż mogą nawiązywać do tego samego stylu, czy nawet być równolatkami. Zamieszkujący je ludzie utkani są z innej materii, zakotwiczeni w samym sercu kontynentu, niemal rozdzielający Europę od Azji, kształtowani przez wpływy Zachodu i Wschodu. Różnice mogły świadczyć tylko na korzyść autorki, pozycji zresztą niczego nie zabrakło. Fani Królowej Kryminału znajdą w „Pałacu Tajemnic” wszystko, do czego przywykli i co lubią: zagadkowe miejsce zbrodni, zamknięte grono podejrzanych, z których wielu nie jest tymi, za których się podają, poszczególne wersje wydarzeń pozwalające czytelnikowi prowadzić własne śledztwo, czy interesująca postać osoby prowadzącej śledztwo.W tekście Agnieszki Pietrzyk badającą sprawę zabójstwa rosyjskiego małżeństwa i zniknięcia ich nastoletniej córki została Alicja Prus, autorka kryminałów (wspólne inicjały i, niejako, zawód świadczące o swoistym alter ego autorki?). Pozornie radosna i optymistycznie podchodząca do życia kobieta okaże się skrywać własny sekret, nękający ją zresztą i zatruwający serce. (Symboliczną – i nie bez znaczenia – wydaje się w tym miejscu książka czytana jej w dzieciństwie do snu – „Król-Duch” Juliusza Słowackiego.) Przybliża to bohaterkę do postaci zamieszkujących tytułowy pałac: samotnej matki wychowującej córki, ofiar przemocy domowej, rodziny alkoholików, zdziwaczałego samotnika i staruszki, zbankrutowanych małżonków przyzwyczajonych do wysokiego standardu życia, urzędniczki i jej znacznie młodszego partnera, drobnego gangstera i jego kobiety w zaawansowanej ciąży, głuchoniemej żony zaniedbanego nauczyciela historii… Tutaj mieszkają najróżniejsi ludzie, cały przekrój społeczny, od Misiaków po Firlejów, idealny zestaw bohaterów do książki. – podsumuje Joanna, jedna z lokatorek. Margines społeczny, mogłoby się wydawać. Rozszczepiony na dziesięć gminnych mieszkań pałac zubożał, gromadząc ludzi z problemami. Ukazane zostaje jednak drugie dno sytuacji – maski z twarzy zostają zdarte, obnażając prawdziwe oblicza, często te, których pod makijażem mimiki lub zza strojów wychowania nie widać. Adam Kirage, samotny dziwak zajmujący mieszkanie numer 9, podpowie narratorce Alicji Prus: Musisz patrzeć na każdego mieszkańca pałacu przez okulary z kalcytu. To pozwoli ci widzieć dwie twarze, twarz poczciwego lokatora i twarz mordercy. Zabójca będzie chciał naprowadzić cię na fałszywy trop, dlatego musisz patrzeć podwójnie, tylko wtedy w porę dostrzeżesz zło. Pamiętaj, na każdego musisz patrzeć przez kalcyt, na mnie również. Pamiętaj też o kluczu. Klucz jest najprostszym sposobem znalezienia mordercy. Bohaterka poszukiwać będzie nie tylko klucza, przede wszystkim zamka, do którego ten by pasował, oraz kierunku, w którym należałoby przedmiot przekręcić, by dostać się do tajemnicy. Najważniejszym jednak jej zadaniem będzie zdemaskowanie lokatorów, w tym – pod koniec książki – samej siebie. Można powiedzieć, że sami zakładamy okulary z kalcytu, w miarę rozwoju akcji widzimy bowiem podwójnie: cichy mężczyzna okazuje się być cudzym kochankiem, nieśmiała dziewczynka bezczelną panną lekkich obyczajów, głowa rodziny pedofilem, wreszcie pewna postać mordercą. Paradoksalnie ci, których pozwalaliśmy jako najbardziej upadłych, okazują się być niewinni. Ukazana przez autorkę dwuznaczność pobudza do refleksji: na ile jesteśmy uprawnieni do oceniania innych?Każdy skrywa tajemnicę, która drąży sekretne tunele w jego duszy. Niektórzy wyjdą z nich na światło dzienne. Inni obiją się o ślepą ścianę, spotykając ukrytego w swoim sercu demona.Tytuł ma na celu nie tylko zachęcić nas do lektury (co zapewne i tak czyni), przede wszystkim wskazuje głównego, tytułowego właśnie, bohatera. Powinna się pani skoncentrować na pałacu. Miejsce zbrodni w powieści kryminalnej jest bardzo ważne, tworzy klimat. Na okładce pani książki powinna znaleźć się fotografia pałacu. – poinstruuje narratorkę Robert, student historii. Trzymając w rękach „Pałac Tajemnic” spoglądamy na uwieczniony na okładce budynek, uczestnicząc w quasi seansie rytualnym, mającym przenieść nas ze świata realnego do rzeczywistości książki. Podniszczona budowla nie tylko jest miejscem zbrodni – ona żyje własnym życiem, zanimizowana a przez to przerażająca. Samotnie wychowująca córki Marta szepnie: Ten pałac to siedlisko zła. Każdy tutaj jest zainfekowany złem, każdy jest podejrzany., co sama Alicja dostrzeże wyraźniej, zbliżając się do rozwiązania zagadki: Patrzyłam, jak z każdym metrem oddalania się od brzegu pałac ogromnieje. Rozrastał się wszerz i w górę. Poszarzałe mury niemal dotykały niskiego sinego nieba i górowały nad czarnymi, bezlistnymi drzewami. W tej scenerii było coś monumentalnego i groźnego. Miałam przed sobą miejsce zbrodni, okrucieństwa i zła. Momentami można było odnieść wrażenie, że to przestrzeń broniła dostępu do tajemnic skrywanych przez zapełniających ją ludzi. O ile ci chętnie mówili, niejako zwierzali się narratorce, tak sam budynek stanowił swoistą zaporę. Wyglądało na to, że mieszkańcy pałacu wystawiali niepotrzebne rzeczy na hol, zmieniając go w klaustrofobiczną rupieciarnię, zauważy Alicja przy pierwszej wizycie. Przez owe niepotrzebne rzeczy, które według mnie symbolizować mogą narosłe wokół prawdy szczegóły, bohaterka będzie musiała się przedrzeć, chcąc rozwikłać zagadkę śmierci Rosjan. Jak w przypadku zdania: W pierwszej chwili pokój wydawał mi się zagracony, ale im dłużej się przyglądałam, tym bardziej dostrzegałam harmonię i precyzję w umeblowaniu., kiedy koniecznym będzie wśród chaosu dostrzeżenie harmonii właśnie. Uporządkowanie myśli, do czego zresztą przyzwyczailiśmy się w przypadku kryminałów, przyniesie rozwiązanie. Nim to jednak nastąpi, Alicja będzie zmuszona wydrzeć tytułowemu bohaterowi jego tajemnice. Pod sufitem kilkunastometrowego holu świeciła słabo tylko jedna żarówka. Szafy, komody, kartony wydawały się potężnieć w tym półmroku, jakby chciały zagrodzić wąskie przejście. – przejście wiodące ku prawdzie.
„Pałac Tajemnic” czytałam z prawdziwą przyjemnością. Zawierał w sobie odrobinę warsztatu Agathy Christie, stanowił swoiste studium społeczne, wreszcie psychologiczne. Agnieszka Pietrzyk bohaterami uczyniła postaci niezwykle różnorodne, żadna z nich jednak nie była przebarwiona, karykaturalna. Przed naszymi oczami autorka rozwinęła wachlarz ludzkich postaw i statusów społecznych, tak pięknie i rzetelnie odmalowany, że prawdziwie realny. Książka posiada według mnie wszystkie cechy udanego kryminału.
Autor: Marta Rusek-Cabaj
Cyt. www.stacjakultura.pl