Słuchawki wykorzystujące przewodnictwo kostne sprawdzają się podczas jazdy rowerem czy biegania. Dzięki nim można cieszyć się muzyką, jednocześnie zachowując dostęp do dźwięków z otoczenia.
Tekst: Sylwia Skorstad
Muzyka nie tylko łagodzi obyczaje. Ma na nas pozytywny wpływ w wielu dziedzinach, zwiększa kreatywność nawet o jedną trzecią i przychodzi z pomocą w budowaniu motywacji do działania. Gdy trzeba, dodaje odwagi, a wycisza, kiedy buzuje w nas zbyt wiele emocji. Wykształcenie muzyczne jest skorelowane z lepszą zdolnością do nauki języków obcych, a umiejętność gry na instrumencie nabyta w dzieciństwie skutkuje większym zasobem słów w wieku dojrzałym.
Muzyka zwiększa też efektywność treningu. Z odpowiednio dobraną ścieżką dźwiękową możemy dalej dobiec, pedałować szybciej, zrobić większą ilość potworzeń danego ćwiczenia. Jednak trening na świeżym powietrzu z uszami zatkanymi słuchawkami to ryzyko. Odcinając się od dźwięków z otoczenia, tracimy część kontroli nad tym, co dzieje się wokół, a to niebezpieczne szczególnie dla rowerzystów. Warto zatem wypróbować słuchawki, które pozwalają na słuchanie muzyki bez wykorzystania ucha zewnętrznego.
Prawie jak magia
Pierwsze doświadczenie z użyciem słuchawek wykorzystujących przewodnictwo kostne jest trochę jak czary. Zakładasz urządzenie w okolicach skroni i… słyszysz odtwarzaną muzykę tak samo wyraźnie, jak przez uszy!
Po raz pierwszy miałam okazję wypróbować słuchawki kostne w laboratorium polskiego wynalazcy pracującego zagranicą nad nowoczesnymi rozwiązaniami mającymi ułatwić osobom niewidomym orientację w przestrzeni. W jego projekcie były jedynie praktycznym dodatkiem, ale skutecznie przykuły moją uwagę. Zastanawiałam się, jak to możliwe, by słyszeć bez wykorzystania ucha zewnętrznego. Czy równie dobrze moglibyśmy odbierać dźwięki np. stopami?
Okazuje się, że dźwięk może być przenoszony za pośrednictwem drgań przewodzonych do ucha wewnętrznego poprzez kości policzkowe. Zatem, nie, stopami nie da się słuchać (przynajmniej na razie), ale policzkami jak najbardziej.
Na rower i do biegania
Słuchawki kostne znajdują zastosowanie nie tylko w projektach naukowych. Ich zalety doceni każdy, kto lubi żyć aktywnie. Są skonstruowane w takie sposób, by nie przeszkadzać w uprawianiu sportu. Można w nich biegać, skakać, pewnie nawet stawać na głowie (nie próbowałam, bo nie umiem), a one trzymają się na miejscu. Wykorzystują komunikację Bluetooth, więc nie potrzebują kabli. Można je nosić bez problemu razem z kaskiem rowerowym i okularami.
Sparowane z telefonem pozwalają na odbieranie (lub odrzucanie) połączeń przychodzących i swobodną rozmowę bez konieczności przerywania aktywności. Żeby odebrać połączenie wystarczy dotknąć przycisku za uchem lub przycisku na zegarku sportowym, który też można sparować ze słuchawkami równocześnie z telefonem. Jakoś połączenia jest zadowalająca, nawet jeśli akurat wieje wiatr lub znajdujemy się przy ruchliwej ulicy (chętni do poznania tajników stojącej za tym technologii, powinni zajrzeć na stronę producenta słuchawek, bo dla mnie istotne jest tylko, że działa).
Sztuka konwersacji podczas jazdy rowerem
Do tej pory nie zabierałam muzyki ani na wyprawy rowerowe, ani na biegi lub spacery. Źle się czuje biegnąc wąską, leśną ścieżką, jeśli nie słyszę, co się dzieje wokół mnie. A już rower i słuchawki to był w mojej opinii pomysł samobójczy. Daleko mi do pewnej siebie cyklistki, która śmiało śmiga między samochodami i czuje się królową swojej ścieżki. Jestem raczej z tych, które obejrzą się dwa razy, zanim wykonają jakiś manewr i zawsze mają z tyłu głowy, iż dzielą przestrzeń z innymi, w tym mało przewidywalnymi dziećmi oraz psami.
Jak dotąd podczas wszystkich swoich krótszych i dłuższych wycieczek telefon trzymałam głęboko w plecaku, zwykle nie odbierając w tym czasie połączeń i oddzwaniając z dużym opóźnieniem, co bywało utrapieniem dla moich bliskich. Ale żeby odebrać telefon jadąc rowerem, trzeba się zatrzymać, zdjąć kask, znaleźć telefon, położyć kask na bagażniku, położyć plecak na trawniku, bo bagażnik już zajęty… Znacie to? Już lepiej oddzwonić po powrocie!
Na moich ścieżkach
Odkąd korzystam ze słuchawek z przewodnictwem kostnym, jestem połączona ze swoim telefonem na dobre i na złe. Głośność muzyki reguluję jednym dotknięciem bez obawy, że stracę koncentrację i wpakuje się na przykład w krzaki. Słyszę wszystkie dźwięki z otoczenia, a jednocześnie słucham swoich ścieżek dźwiękowych. Jeśli otoczenie jest naprawdę głośne, muzyka schodzi na drugi plan, ale według mnie właśnie o to chodzi – trzeba wiedzieć, kiedy należy skupić się na świecie zewnętrznym.
Połączenie bezprzewodowe z telefonem sprawia jednocześnie, że jeśli chcę, to słyszę przychodzące smsy, maile i połączenia oraz mogę decydować, co z tym zrobić. Muzyka milknie na chwilę, gdy coś domaga się mojej reakcji. Podobnie dzieje się, gdy robię zdjęcia, ale to już chyba niezamierzony przez producenta efekt.
Podsumowując, słuchawki tego typu to dla mnie, osoby zwykle obojętnej na technologiczne nowinki, gadżet roku. Dla osób, które lubią słuchać muzyki podczas uprawiania aktywności fizycznej na świeżym powietrzu, a nie mieszkają na bezludnej wyspie, powinny być konieczną inwestycją w bezpieczeństwo swoje i innych.
Słuchawki kostne są produkowane przez amerykańską firmę AfterShokz i noszą nazwę Trekz Titanium. Dostępne są w wielu kolorach i kilku modelach (w tym dla kobiet). W Polsce można je kupić w wielu sklepach z elektroniką.