Choć definicja seksu wydaje się jasna, wcale taką nie jest. Dla jednych seks to wyłącznie stosunek i to zakończony orgazmem, inni już nawet namiętny pocałunek zaliczą się do definicji seksu.
Tekst: Sylwia Skorstad
Nie tylko różni ludzie odmiennie interpretują to pojęcie, ale na dodatek różne okoliczności mogą sprawić, iż my sami inaczej je zrozumiemy. Chodzi głównie o to, na ile sprawa jest osobista, bo siebie mierzymy zwykle lepszą miarką niż innych ludzi.
Jak ty, to seks, jak ja, to nic
Grupa naukowców z Uniwersytetu Północnej Iowy zapytała blisko 1000 studentów o to, które zachowania definiują jako seksualne, a które nie. Czy na przykład oralne pieszczoty genitaliów liczą się jako seks? A może pieszczenie sfer erogennych dłońmi?
Okazało się, iż granica definicji znacząco się przesuwa w zależności od tego, kogo miałoby dotyczyć dane zachowanie. Jeśli igraszki dotyczą innych osób, to dwa razy chętniej zdefiniujemy to jako seks, niż kiedy to samo zachowanie dotyczy nas. To znaczy, że jeśli koleżanka opowiada nam o pettingu ze swoim chłopakiem, zaklasyfikujemy ich zachowania jako seksualne, ale jeśli my zrobimy to samo, będzie to jedynie petting. Co ciekawe, definicja słowa „seks” znacząco się poszerza, gdy chodzi o naszego partnera. Myśląc o jego zachowanych w stosunku do osób trzecich, nawet dość niewinne zachowania zaczynamy zaliczać do sfery seksu.
Czy nas zdrada nie dotyczy?
Te podwójne standardy oceny zdrady wynikają z naturalnej potrzeby do racjonalizowania własnych działań. Nie lubimy mieć czegokolwiek na sumieniu, więc wszelkie zachowania z pogranicza zasad moralnych interpretujemy na swoją korzyść. My nie „zdradzamy”, tylko „niewinne flirtujemy”, nie „całujemy się”, tylko „dajemy buziaki na pożegnanie”. Jeśli jednak to samo zrobiłby nasz partner, nie byłoby dla niego żadnego wolnego pola do interpretacji.
Ten sam mechanizm działa tak samo silnie w przypadku mężczyzn i kobiet. Żeby go przezwyciężyć, trzeba uczyć się spoglądać prawdzie w oczy i przyznawać do własnych błędów. Nikt nie jest doskonały.