Intrygujące połączenie kryminału i science fiction oraz bohater, którego można polubić od pierwszego czytania.
Tekst: Sylwia Skorstad
Henry Palace marzył o tym, żeby zostać policjantem. Oddzielanie dobra od zła w naturalny sposób sprawiało mu przyjemność. Obawiał się, że zanim dostanie się do wydziału kryminalnego i będzie mógł się zmierzyć z prawdziwymi przestępcami, minie wiele lat. Cierpliwie wykonywał nudne obowiązki na samym dole policyjnej drabinki do kariery, gdy nagle wszystko się zmieniło.
Świat obrał zupełnie nowy kierunek za sprawą zmierzającej nieuchronnie ku Ziemi asteroidzie. Widmo zbliżającej się zagłady sprawiło, iż wielu detektywów zrezygnowało z pracy. Henry został i otrzymał awans, jednak sama praca, jak i cała cywilizacja, zaczęła gwałtownie schodzić na psy.
Przepraszamy, jutro apokalipsa
Trylogia Amerykanina Bena H.Wintersa opowiadająca o losach Henry’ego Palace’a rozgrywających się tuż przed zagładą Ziemi zdobyła rynek wydawniczy przebojem. I nic nie wskazuje na to, by ta ekspresowa podróż autora ku sławie miała się wkrótce zakończyć. Winters zdobył już szereg ważnych literackich nagród, a krytycy wróżą mu dalszą, błyskotliwą karierę.
Potrafi bowiem wykreować postacie sympatyczne i jednocześnie wiarygodne (warto zauważyć, że Palace nie jest alkoholikiem, dziwkarzem czy osobą z mroczną przeszłością, chociaż nadawanie charakterystycznego negatywnego rysu detektywom jest teraz bardzo w modzie). Jest obdarzony dobrym zmysłem obserwacji oraz umiejętnością analizy socjologicznej. Świat przedstawiony w tle pierwszego wielkiego śledztwa Henry’ego jest przynajmniej tak samo intrygujący, jak on sam. Właściwie na każdej stronie czytelnik odkrywa nową, zaskakującą cechę upadającej cywilizacji. Upadają znane marki, agenci ubezpieczeniowi tracą pracę, rodzą się nowe kulty religijne, ceny używek szybują w górę, a ludziom coraz mniej się chce. Nie ma już powodu, by robić na kimkolwiek wrażenie, wszelkie długoterminowe działania wydają się pozbawione sensu. Dotyczy to również policjantów, dlatego Henry Palace musi się ze swoją sprawą mierzyć samodzielnie.
Agent wiedział, nie powiedział?
Detektyw z powołania jako jedyny ma wątpliwości, czy samobójca znaleziony w toalecie dawnej restauracji faktycznie sam odebrał sobie życie. Badając życie denata, odkrywa, iż był on agentem ubezpieczeniowym opanowanym obsesją na punkcie zbliżającej się asteroidy. Zmarły zachowywał wszystkie wycinki prasowe na jej temat od dnia, kiedy naukowcy potwierdzili, iż uderzy ona w Ziemię. W przeciwieństwie do innych samobójców nie zostawił listu, a powiesił się na drogim, nie pasującym do własnego stylu ubierania pasku. Czyżby przed śmiercią odkrył coś ważnego?
Henry Palace szuka odpowiedzi na dręczące go pytania, chociaż nikt już na nie nie czeka. Równie dobrze mógłby przestać przychodzić do pracy albo tylko markować wykonywanie zadań, ale on nie odpuszcza. Motywuje go nieznane wcześniej uczucie satysfakcji ze stopniowego rozwiązywania kryminalnej zagadki. Jego postawa sprawia, że czytelnik sam zadaje sobie pytanie, co zrobiłby na jego miejscu. Czym tu się zająć, gdy wiesz, iż zostało ci mniej niż 200 dni życia? Co tak naprawdę nadaje życiu sens?
„Ostatni policjant”, Ben H. Winters, Wydawnictwo RM