Zajrzyj za najpilniej strzeżone drzwi na świecie, by poznać tajemnice procesu wyboru papieży, sekrety ludzkiej duszy i mechanizmy psychologiczne sterujące zachowaniem grupy.
Tekst: Sylwia Skorstad
Gdyby ktoś stworzył podręcznik pisania recenzji powieści, to na czele listy porad umieściłby zalecenie, by nie zdradzać zbyt wiele z fabuły. Im mniej o treści,
tym lepiej, tę zasadę zna każdy recenzent. W przypadku „Konklawe” mam ochotę złamać ją już na wstępie i obwieścić wszystkim miłośniczkom dobrych książek:
„Co za zakończenie, gdybyście tylko wiedziały!”. Finał opowieści Roberta Harrisa
o tym, co może się dziać za drzwiami Kaplicy Sykstyńskiej w czasie wyborów papieża, jest tak emocjonujący, że od razu ma się go ochotę z kimś przedyskutować. Będę gryźć się w język, by nie zdradzić za wiele.
Umarł papież, niech żyje papież
Po niespodziewanej śmierci papieża-reformatora kardynał Lomeli przygotowuje skomplikowany proces wyboru nowej głowy Kościoła Katolickiego. Niepokoi się czekającym go zadaniem. Na konklawe ma przyjechać stu siedemnastu kardynałów
z całego świata, każdy z zamiarem walki o istotne dla siebie wartości i racje.
Lomeli wie, że jego koledzy mają różne wizje przyszłości Kościoła, przewiduje więc starcie liberałów z tradycjonalistami. Jedni będą bronić poglądu, że należy iść
z duchem czasu i złagodzić język oraz zwyczaje na przykład wobec gejów, aborcji czy praw kobiet, a inni stać na stanowisku, że trzeba zradykalizować doktrynę w obawie przed coraz silniejszymi wpływami islamu.
Kardynałowie przybywają do Rzymu w wyznaczonym czasie i rozlokowują się
w przydzielonych
im pokojach. Prowadzą zakulisowe rozmowy, zaczynają pertraktacje, zawierają sojusze. O ich wikt i opierunek dbają ciche, usłużne siostry zakonne. Już wkrótce
za uczestnikami konklawe zamkną się drzwi Kaplicy Sykstyńskiej. Nikt niepowołany nie będzie mógł przez nie przejść. Oczywiście z wyjątkiem ciebie, czytelniku.
Konklawe jak eksperyment
Robert Harris dowodzi, że konklawe ma wiele wymiarów. W sensie duchowym może być rozumiane jako walka dobra ze złem o wybór najlepszego lidera zdolnego inspirować miliony chrześcijan, a więc wpływać na losy świata. Jednocześnie
to spotkanie wytrawnych dyplomatów, rodzaj politycznego wiecu, którego celem jest zdobycie władzy, a środków do niego jest cała gama. I wreszcie konklawe, przynajmniej to powieściowe, to rodzaj bardzo szczególnego eksperymentu psychologicznego. Możliwość obserwowania go z boku staje się z każdą chwilą coraz bardziej emocjonująca, bo im bliżej ostatecznej rozgrywki, tym więcej mechanizmów psychologicznych znajduje zastosowanie. Harris nie zanudza czytelnika teorią psychologii tłumu, tylko pokazuje, jak ona działa w praktyce wpływając
na mechanizmy podejmowania decyzji i wolną wolę.
„Konklawe” zaczyna się niespiesznie, kilkanaście pierwszych stron zajmują streszczenia przygotowań, pobieżna prezentacja kluczowych bohaterów, opisy procedur. W tym czasie można nabrać wątpliwości, czy aby na pewno śledzenie spotkania ponad setki poruszających się z trudem siedemdziesięciolatków jest dobrym pomysłem. Jest, zapewniam. I jak rzadko kiedy muszę wykrzyknąć:
„jaka szkoda, że nie mogę wam zdradzić zakończenia!”
„Konklawe”, Robert Harris, Wydawnictwo Albatros