Stephen King znowu straszy. „Przebudzenie” to jego najmroczniejsza powieść od czasu „Smętarza dla zwierzaków”.

Tekst: Sylwia Skorstad

przebudzenie 2Czego się boisz? Ciemności albo duchów? Utraty pracy? Samotności? Nie, jest jeszcze coś gorszego, coś głębszego. Coś, przed czym wszyscy uciekamy. Udajemy, że tego nie ma, ale jednocześnie tak boleśnie wiemy, że jest. Ty wiesz, o co chodzi i ja to wiem. Wie również Stephen King. Zaprasza cię w podróż do jądra tego strachu i mówi, że może być gorzej, niż myślisz. Nie ma żartów, można się naprawdę przestraszyć. Może lepiej nie czytać? Ale jak tu nie czytać KINGA?

Niezwykła przyjaźń

Jamie Morton miał zaledwie kilka lat, gdy po raz pierwszy spotkał człowieka, który miał w przyszłości znacząco wpłynąć na jego życie. Wielebny Charles Jacobs odznaczał się nowoczesnym podejściem do nauki religii, umiejętnością rozmowy z dziećmi i pasją, która pozwalała mu pokazywać najmłodszym parafianom imponujące sztuczki. Z czasem Jamie zaczął go traktować jako niezwykłego, dorosłego przyjaciela. Zwrócił się do niego o pomoc, kiedy napotkał prawdziwe kłopoty. Brat chłopca zachorował, a zmartwieni rodzice zaczęli kłócić się o to, jak zdobyć pieniądze na jego leczenie.

Pastor Danny zaskoczył małego przyjaciela. Poprosił go o przyprowadzenie chorego brata, by ten wziął udział w eksperymencie z elektrycznością. Cudowna moc miała uzdrowić struny głosowe Conrada i sprawić, że ten znowu zacznie mówić. Tak się też stało. Brat Jamie’go wyzdrowiał. Wkrótce jednak to sympatycznego pastora spotkała rodzinna tragedia.

Rasowy horror

Zapowiadając premierę „Przebudzenia” na Twitterze, Stephen King napisał do fanów, by przygotowali swoje nerwy na sporty wstrząs, bo jego najnowsza książka będzie rasowym horrorem. To nie był wyłącznie chwyt marketingowy. Przy czytaniu tej powieści można się przestraszyć. I to nie tak, jak wtedy, gdy na filmie blada twarz ducha pojawia się na jedno mgnienie oka w lustrze, a my podskakujemy na fotelu, by za chwilę zapomnieć o tej dawce adrenaliny. Głębiej. Prawdziwiej. Kto lubi rozmyślać o sprawach życia i śmierci, tego mistrz horroru z Maine zaprowadzi za rączkę do samego piekła. I to z uśmiechem na twarzy. Niespieszne tempo akcji może skutecznie uśpić czujność. Przez chwilę zdaje się, że King opowiada jedną z tych niepokojących, ale niegroźnych bajek z w sumie optymistycznym przesłaniem, a później…

przebudzenie 1Elektryzujące dodatki

W USA wydaniu „Przebudzenia” towarzyszył eksperyment społeczny. Na stronie prepareforrevival.com King zbierał historie czytelników dotyczące kilku istotnych kwestii – wiary oraz rozczarowania nią, ciekawości, tragedii, uzależnienia, obsesji oraz śmierci. Prosił, by ludzie podzielili się swoimi najmroczniejszymi sekretami. I zrobili to. Niektóre z ich wypowiedzi można przeczytać na tej stronie.

Polskiemu wydaniu książki też towarzyszy kilka niestandardowych pomysłów marketingowych. Fani powieści mogą pobrać tapety na pulpit, płacąc za nie postem na Facebooku. Specjalny kalendarz z ilustracjami do książki zawiera elektryzującą niespodziankę, którą odkryć można przy pomocy aplikacji na smartfon lub tablet. Okładka też potrafi zaskoczyć i przypomnieć, że „coś się stanie”. Dla fanów „króla” takie dodatki to prawdziwa gratka. Nieważne, czy masz dwadzieścia, czy czterdzieści lat. „Kingowy kalendarz”? Przefajnie!

„Coś się stanie”

Jako dorosły Jamie Morton popada w tarapaty. Znowu ratuje go z nich pastor Danny, ale tym razem bierze coś w zamian. Jamie jest wdzięczny za pomoc, ale jednocześnie wie, że wkrótce coś się wydarzy. Coś naprawdę złego. Co? Może lepiej nie wiedzieć.

Gdyby Jamie mógł cofnąć czas, na pewno zdecydowałby nie posiąść wiedzy, która została mu dana. Każdy potencjalny czytelnik wciąż ma ten wybór – pozwolić Kingowi zamieszać sobie w głowie, albo zrezygnować z lektury. Co wybieracie?

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.