Przeczytajcie tę książkę, wyśmiejcie się, a potem schowajcie ją dobrze. Gdyby przypadkowo sięgnęli po nią goście, byłby skandal obyczajowy.
Tekst: Sylwia Skorstad
Nie dajcie się zwieść tytułowi tego poradnika. Nie jest on tylko dla rodziców. Bezdzietne single będą się przy nim równie dobrze bawić. Nie jest on również przeznaczony wyłącznie dla wielbicieli serialu „Jak poznałem waszą matkę” oraz talentu jego scenarzysty, który stoi za postacią narratora, Barneya Stinsona. To jest książka dla wszystkich, którzy lubią niegrzeczne poczucie humoru i nie dostają palpitacji na wieść o tym, że ktoś nazwał dziecko bachorem.
Z poradnika dowiemy się wielu praktycznych i pożytecznych dla obecnych oraz przyszłych rodziców rzeczy. Na przykład, by nie spółkować 24 maja, bo wtedy ryzykujemy poród na rozdanie Oscarów i nie 3 lipca, bo wtedy możemy przegapić pierwszy odcinek nowego sezonu „Gry o Tron.” Autor radzi też, by przed tą przełomową decyzją podliczyć, ile czasu trzeba nam dziennie między innymi na picie, balowanie, gry wideo, porno i bycie zajebistym, a potem raz jeszcze przemyśleć, czy na pewno wygospodarujemy coś na dziecko.
Następnie przy pomocy odjazdowych komiksów, piosenek, tabelek i statystyk autor radzi między innymi: jak radzić sobie z porannymi nudnościami („Schowaj plastikową siatkę w torebce, by móc publicznie rzygać „szukając kluczy.”), jak wybadać personel medyczny (jest lista pytań do położnej) i jak wybrać najwłaściwsze imię dla dziecka. Test na bezpieczne imię zawiera kilka pytań, a w tym: „Czy nie rymuje się z którąś częścią ludzkiego ciała?”. Wreszcie przechodzi do problemów wychowania, doboru garderoby, zabaw i edukacji potomstwa.
„Jeśli czytacie tę książkę to znaczy, że zdecydowaliście się oddać skok na główkę do pustego basenu, jakim jest rodzicielstwo ” – mówi na początku Barney. Lektura poradnika to również skok na główkę. Będzie śmiesznie i będzie bolało, bo to humor, do jakiego nie wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni. Przy lekturze można wybuchnąć śmiechem, by po chwili zastanowić się, czy to wypada. Wolno bezczelnie nabijać się z dzieciaczków-słodziaczków i tych wszystkich tiutiusieńskich rodziców uznających macierzyństwo i tacierzyństwo za ósme cudy świata? Kuhn wielokrotnie jedzie po bandzie i trzeba tylko mieć nadzieję, że jego poradnik nie wpadnie w ręce nadgorliwym prawicowym fundamentalistom bez poczucia humoru. Mógłby zostać aresztowany. I chyba na torturach nie przyznałby się, że w głębi ducha dzieci lubi.
Kodeks Bracholi dla Rodziców, Barney Stinson, Matt Kuhn, Wydawnictwo SINE QUA NON