„Chciałbym zrobić z tobą film” – powiedział Andy Warhol do Edie Sedgwick przy ich pierwszym spotkaniu. Edie uśmiechnęła się i odparła: „Ale z którą mną?”

 

 

Edie nr. 1 – Warholstar

W 1964 roku Edie Sedgwick, młoda artystka pochodząca z szanowanej rodziny z Massachusetts (jej pra-pra-pradziadek podpisywał Deklarację Niepodległości), przyjechała do Nowego Jorku. Przypominała postać Holly Golightly ze „Śniadania u Tiffany’ego”: wszyscy ją podziwiali, jednak ona zachowywała się tak, jakby tego nie zauważała i żyła we własnym świecie. Na jednej z imprez dostrzegł ją Andy Warhol. Docenił osobowość Edie, fascynowała go jej delikatność i infantylizm. „Od razu było widać, że miała więcej problemów niż ktokolwiek mi znany” – będzie wspominał później Warhol.

Na razie jednak zaprosił śliczną celebrytkę do Fabryki, w której urzędował ze swoją świtą. Sedgwick zgodziła się z nimi zamieszkać. Wystąpiła w kilku awangardowych filmach, ale to rola księżniczki u boku króla pop-artu przyniosła jej sławę. Ścięła włosy, by mieć fryzurę taką jak Andy. Jej styl stanowiący pomieszanie uniseksu z glamourem – legginsy, proste t-shirty, mnóstwo bransoletek i naszyjników, ogromne kolczyki do samych ramion, mocny makijaż – inspirował zarówno nowojorską śmietankę towarzyską, jak i cały świat mody. Diana Vreeland, redaktorka magazynu „Vogue”, doceniła sposób w jaki Sedgwick łączyła za duże męskie koszule z kozakami i futrami z norek i uznała ją za ikonę pokolenia. 
Andy i Edie przez rok żyli niczym papużki-nierozłączki. Wszędzie razem chodzili, o wszystkim rozmawiali, nawet ubierali się w takie same stroje. Sedgwick mówiła o sobie: „pani Warhol”. Wszystko się jednak zmieniło, gdy Edie poznała Boba Dylana.

 

Edie nr. 2 – muza proroka folku

Wychodząc z jednej z imprez Edie zamiast jak zwykle wrócić do Fabryki, została zabrana przez znajomego na koncert. W ten sposób poznała swoją nową miłość – Boba Dylana, piosenkarza folkowego, a przy tym zaciekłego krytyka Warhola. Czy było to uczucie jednostronne, czy może muzyk je odwzajemniał? Nie wiadomo. Sam Dylan zaprzecza jakoby miał romans z Edie, choć potwierdzają to relacje wielu osób.

Wiadomo jednak, że gwiazdka filmów Warhola szybko znalazła się pod silnym wpływem piosenkarza i jego przyjaciół. Paul Morrissey, reżyser, wspomina jak Edie przekonywała ludzi w Fabryce, że koledzy Dylana załatwią jej rolę w filmie. „Mówiła: ‘Oni nakręcą film, a ja będę w nim grać z Bobbym’. Cały czas gadała, że Bobby to i Bobby tamto, więc wszyscy się zorientowali, że się w nim zadurzyła. Wiedzieli, że ją zwodzi, bo Andy usłyszał u prawnika, że Dylan kilka miesięcy wcześniej sekretnie się ożenił – w listopadzie 1965 roku wziął ślub z Sara Lownds. Andy oczywiście nie mógł się opanować i zapytał: „A wiesz, Edie, że Dylan niedawno się ożenił?”. Warholowi nie podobała się myśl, że Edie miałaby go opuścić. Postanowił więc ją ukarać i zaczął  być wobec niej wredny, czasami wręcz okrutny. Załamana Edie, podjudzana przez przyjaciół Dylana, zerwała kontakty z Andym i przeprowadziła się do hotelu Chelsea.

 

Edie nr. 3 – narkomanka chora na depresję

Sedgwick od zawsze miała problemy z psychiką. Jeszcze w dzieciństwie cierpiała na bulimię i anoreksję, jak się później okazało, spowodowane molestowaniem seksualnym ze strony ojca. Rodzina wysłała Edie do szpitala psychiatrycznego Silver Hill, gdzie leczono ją elektrowstrząsami. Straciła tam dziewictwo i zaszła w ciążę z jednym z pacjentów. Rodzice nakłonili ją do aborcji. „To doświadczenie naprawdę popieprzyło mi w głowie” – stwierdziła wiele lat później. 
Nic dziwnego, że gdy odeszła z Fabryki, jej świat się zawalił. Wróciły problemy z jedzeniem, do których doszło uzależnienie od narkotyków.

Dylan pojechał do żony, u boku Edie zostawiając współpracownika Bobby’ego  Neuwirtha, który dostarczał jej heroiny i wykorzystywał seksualnie. „Myślicie, że ona wkrótce popełni samobójstwo? Chciałbym to sfilmować…” – skomentował problemy dawnej przyjaciółki Warhol. 
Sedgwick doprowadziła się do takiego stanu, że nie panowała do końca nad swoim ciałem (krew nie dopływała już do wszystkich części mózgu). Pewnej nocy zapomniała zgasić papierosa i podpaliła własne łóżko. Zabrano ją do szpitala psychiatrycznego w Santa Barbara, gdzie poznała Micheala Brett-Posta. Leczenie powoli dawało efekty. W 1971 roku wyszła za Micheala za mąż. Wydawało się, że wszystko wraca do normy. 
Edie nie potrafiła jednak zrezygnować ze sławy. Nadal starała się brylować na nowojorskich salonach, zagrała w autobiograficznym filmie „Ciao, Manhattan!”. 15 listopada 1971 roku poszła na pokaz mody, gdzie ktoś wyzywał ją od „pieprzonych ćpunek”. Sedgwick udała, że nic się nie stało. Wrócili z mężem do domu i poszli spać. Rano Michael obudził się obok martwej Edie. Wynik śledztwa: samobójstwo poprzez przedawkowanie barbituranów.

 

Edie nr. 4 – ikona popkultury

W 2006 roku do kin wszedł „Factory Girl” o Edie Sedgwick, w którym główną rolę zagrała Sienna Miller. Premiera filmu sprawiła, że Edie staje się tak sławna, jak 40 lat temu. Dziennikarze znanych gazet zastanawiają się, czy Warhol wykorzystał Sedgwick, czy ją stworzył. Bob Dylan grozi, że pozwie twórców filmu; jest w nim bowiem historia romansu Edie z folkowym piosenkarzem Billym Quinnem, wyraźnie wzorowanym na Dylanie. Tymczasem bracia Sedgwick udzielają wywiadów coraz to nowym brukowcom, za zachętą marketingowców „Factory Girl” oczywiście, o tym, jak to ich siostra z powodu anoreksji musiała usunąć ciążę, w którą zaszła z „prorokiem folku”. Co z tego, że przeczy temu cała medyczna dokumentacja Edie, od wyników badań z Santa Barbara zaczynając, aż na raporcie z sekcji kończąc…


Skąd taki szum wokół dawno zmarłej gwiazdki z Fabryki Warhola? Cóż, styl bycia Edie i jej historia idealnie wpisują się we współczesną pop-kulturę. Dziś każdy chce mieć warholowskie „15 minut sławy”, a Edie, ze swoim oryginalnym, nonszalanckim stylem, artystycznymi przyjaciółmi, narkotycznymi odlotami i przeżywaniem każdego dnia jakby miał być tym ostatnim – wydaje się być archetypicznym wzorem współczesnej gwiazdy. Edie Sedgwick była pierwszą, która tak szybko zdobyła taką sławę nie za osiągnięcia, ale po prostu za bycie sobą. Bez niej nie byłoby Kate Moss, ani Lindsay Lohan, ani żadnych innych „stylowych buntowniczek”.

No Comments Yet

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.