O ile prowadząca samochód kobieta najczęściej ma kłopot z siedzącym obok Instruktorem, o tyle większość prowadzących mężczyzn narzeka na siedzącą po prawej Przyzwoitkę.

 

– Zwolnij…
– Uważaj!
– Widzisz go?
– Tu jest ograniczenie do pięćdziesięciu.
– Nie wyprzedzaj, nie wyrobisz się.
– Tramwaj, rany Boskie, zjedź z tych torów, bo nas rozwali!
– Nie leć tak tutaj!
– Przejechałeś na pomarańczowym, mandat zapłacimy.
– Uważaj, tu zawsze stoją.
– Uspokój się. No czego się tak denerwujesz?

 


Jestem twoim zdrowym rozsądkiem

Instruktor wprowadza ofiarę w pułapkę błędnego koła: „rób co ci mówię => działaj zdecydowanie => działasz niezdecydowanie => rób więc, co ci mówię”, które nieco dokładniej opisaliśmy w tekście „Ona za kierownicą”. Specyfika pracy Przyzwoitki jest inna. Przyzwoitka nie dopuszcza do ekscesów. W imię jak najlepiej pojętego bezpieczeństwa dba, by prędkość nie przekroczyła pięćdziesięciu na godzinę. Wyprzedzanie wedle jej nauk zawsze jest czystym szaleństwem, motorniczy tramwaju z pewnością właśnie sprawdza bilety w drugim wagonie, a kierownica winna być trzymana w obu rękach bez przerwy. Jeśli uniemożliwi to zmianę biegu na wyższy, tym lepiej. Po co zmieniać coś, co dobrze się sprawdza?  Autorytet Przyzwoitki wyraźnie daje się wyczuć w jej głosie, jego źródła nie tkwią jednak w niej samej. „Nie mówię, żebyś zwolnił dlatego, że ja tak chcę – zdaje się mówić – masz zwolnić dlatego, że to jest realnie niebezpieczne, a ty nie do końca wiesz, co robisz. W gruncie rzeczy nie masz żadnych granic. Gdyby pozwolić ci szaleć, niechybnie skończylibyśmy w rowie, bo prawda jest taka, że znacznie przeceniasz swoje możliwości. Brak ci zdrowego rozsądku, w tym problem. Dlatego to JA jestem twoim zdrowym rozsądkiem.”

 

Zaciśnięte szczęki

Jeśli tych dwoje jest parą, reakcja mężczyzny, podobnie jak w innych sytuacjach w ich życiu, w jakiś sposób pasuje do działań partnerki. Tworzy z nimi pewną logiczną całość.  Zwykle reakcją tą będzie więc dostosowanie się do poleceń, głuche milczenie i tłumiona, skamieniała, wstrzymywana z zaciętą determinacją złość. Znajduje ona ujście w złośliwym nieprzepuszczaniu innych kierowców (oczywiście, o ile nie jest to niebezpieczne, gdyż wówczas Przyzwoitka niechybnie by zareagowała), coraz silniejszym napięciu mięśniowym i topornym hamowaniu. Każda umieszczona w jednej czwartej szerokości pasa, wystająca studzienka zostanie przejechana kołami. Każde tąpnięcie samochodu w takiej chwili zostanie zignorowane. Sto studzienek – sto tąpnięć. Reakcji nie będzie. Zmiana światła na pomarańczowe zawsze spowoduje zatrzymanie, a przed zapalonym właśnie dalekim czerwonym światłem zmienione zostaną kolejno cztery biegi, jakby nieuchronność zatrzymania się w ogóle nie dotyczyła tego pojazdu. Perspektywa zawęża się do TEGO pasa i TYCH paru następnych metrów. Napięcie kierowcy podporządkowanego przypomina siedzącej obok matronie kamienną twardość zaciśniętych mięśni szczęki. Czego tak naprawdę boi się Przyzwoitka? Utraty kontroli. Stanu, w którym jej partner pozwoliłby sobie na spontaniczność i swobodę. Najlżejszego nawet ryzyka. Ona także zamyka kierowcę w kolistej pułapce: „twoja raptowność jest zagrożeniem => nie rozpędzaj się; zatrzymaj się natychmiast, kiedy mówię => czuję, że się złościsz => złościsz się, bo jesteś raptowny => twoja raptowność jest zagrożeniem”

 


Cud przemiany

Pamiętam pewnego mężczyznę, który przez ponad trzydzieści lat mieszkał z Przyzwoitką w jednorodzinnym bliźniaku z podwórkiem i garażem na tyłach. Chcąc wyjechać, należało pokonać kilkumetrowy przejazd do bramy wzdłuż domu, szerszy od samochodu o niecały metr po każdej ze stron. Z jednej mur budynku, z drugiej płot. Brama na końcu. Lata życia w podporządkowaniu Przyzwoitce doprowadziły nieszczęśnika do takiego stanu, że mimo tych trzydziestu lat codziennego przejeżdżania przeciskał się przez przejazd przez kilka minut pocąc się ze strachu, sprawdzając w lusterkach, piłując silnik i klnąc pod nosem. Któregoś dnia mógł po prostu wrzucić jedynkę, nacisnąć gaz i wyjechać jednym ruchem. Nigdy nie zaryzykował. Nigdy nie puścił kontroli. Przyzwoitka, obecna lub nie, zawsze była obok niego, gotowa surowo napomnieć. Był jednak taki magiczny moment, kiedy cud przemiany mógł się na chwilę dokonać. Działo się tak, gdy za kierownicą siadała ich wspólna córka. W tej jednej wspaniałej chwili stawał się Instruktorem.

 

 

Paweł Droździak
3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.