„Sale”, „Wyprzedaż”, „Przecena” – na wystawach sklepowych pojawiły się magiczne słowa. Czy jesteśmy w stanie obronić się przed zakupowym szaleństwem i nie wyczyścić karty kredytowej z powodu kompletnie niepotrzebnych zakupów?

 

Nie daj się zwieść
Brytyjski psycholog Tim Denison specjalizuje się w psychologii handlu. Najwięcej obserwacji do swoich prac czyni na przełomie grudnia i stycznia, kiedy cała Europa rusza na wyprzedaże. Hordy zahipnotyzowanych ludzi napadają na sklepy w poszukiwaniu okazji. Przyciąga ich napis: „Sale”. Zawsze na biało czerwonym tle. Te kolory nie są wybrane przypadkowo. Kojarzą się bowiem ze świętami, czyli z czymś dobrym, ciepłym i przyjaznym. Sklepy, które w przeszłości próbowały innych kolorów, dzisiaj tego żałują i już się nie wygłupiają. Biały i czerwony to magnez. Danison w tym wypadku radzi: nie daj się zwieźć swojej wypaczonej percepcji, nie pozwól, aby twój mózg zwariował i nie zakładaj, że wszędzie, gdzie widnieje napis „Sale” w biało-czerwonych kolorach to obszar niepowtarzalnych okazji.

 

Hipnotyzujące procenty
Podczas wyprzedaży wpadamy w irracjonalną panikę. To jak gra z czasem. Wydaje nam się, że musimy jak najszybciej dobić do centrów handlowych, aby ubiec innych i tryumfalnie znaleźć najlepsze łupy. Oferty w stylu 50 lub 70 proc. mniej to pułapka, która pozwala myśleć, że wszystko jest takie tanie. Denison przypomina, że nasz mózg zaczyna wtedy nas oszukiwać –  myślimy: „Muszę to kupić, bo to aż o połowę mniej od ceny oryginału” i przestajemy liczyć się z tym, ile w rzeczywistości wydajemy.

 

Kobieca intuicja
Według psychologów, tak samo kobiety, jak i mężczyźni potrafią stracić rozum w czasie wyprzedaży. Z tą jednak różnicą, że kobiety są lepiej wyspecjalizowane w poszukiwaniu okazji. Według Denisona, mężczyznom trudniej kalkulować, jaka była oryginalna cena i ile można zaoszczędzić. Prawdopodobnie dlatego, że mają mniej doświadczenia w kupowaniu. Mimo że to kobiety szybciej rozpoznają okazję, to niestety częściej też kończą z siatkami wypchanymi rzeczami, których nigdy nie użyją.

 

Limitowane oferty
Widząc tłum ludzi kłębiących się w sklepie, automatycznie włącza się w nas prymitywny instynkt zdobywcy mówiący: „Nie chcę zjadać ostatków ze stołu”. I siłą woli ruszamy za innymi w poszukiwaniu swoich trofeów. Takie działanie niestety powoduje w nas ogromne napięcie. Według psychologów, stres przeżywany podczas styczniowych wyprzedaży jest porównywalny do tego doświadczanego przez pilotów zbliżających się do strefy walki.

 

Taktyka kupowania
Podobno proces podejmowania decyzji, czy chcemy coś kupić czy nie, trwa zaledwie dwie sekundy. Tyle czasu nam wystarczy, aby sięgnąć do portfela. Psychologowie podpowiadają, jak się opamiętać. Jedna z zalecanych metod polega na tym, aby najpierw chodzić po sklepach z kartką i notować, co wpadło nam w oko, w którym sklepie i ile kosztuje. Dopiero po jakimś czasie – przynajmniej po 10 minutach – należy wrócić do sklepu i jeszcze raz spojrzeć na wybraną rzecz. Jeżeli nadal jesteśmy przekonani o trafności wyboru, wówczas można kupować. Według Martina Lindstroma, autora książki „How Everything We Believe About Why We Buy is Wrong”, podczas zakupów, aż w 90 proc. działamy nieświadomie. Dlatego warto pamiętać o tym, aby przed wyprzedażowym szałem udać się do bankomatu i za wszystko płacić gotówką, bo tylko wtedy widzimy, ile rzeczywiście wydajemy. Psychologowie również doradzają, aby na zakupy zabrać ze sobą męża, partnera lub kolegę. Mężczyźni znacznie szybciej irytują się chodzeniem po sklepach. Po 70 minutach wspólnych zakupów ich odporność się wyczerpuje i mają dosyć. Niestety ten limit czasowy nie obowiązuje kobiet.

 

 

tekst: Joanna Biszewska

Na podstawie artykułu Johna Naisha, autora książka “Enough: Breaking Free from the World of more”.

22 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.